Teneryfa

„A Ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź…pokaż mi wody ogromne i wody ciche, rozmowy gwiazd na gałęziach...” tak marzył w swoim wierszu Konstanty Ildefons Gałczyński. I tak się składa, że Wyspy Kanaryjskie nazywane są Wyspami Szczęśliwymi. Tę nazwę nadał im Platon. Jeżeli chcecie sprawdzić, czy polski poeta miał dobre przeczucie, a grecki filozof rację, czas wybrać się na Teneryfę-uchodzącą za najpiękniejszą i najbardziej zróżnicowaną wyspę archipelagu.

Starożytni Grecy wierzyli, że na Wyspy Szczęśliwe, można się dostać tylko po życiu pełnym cnót i dobrych uczynków. Co jak wiecie, nie jest łatwe. Polecam prostszy sposób. Z Poznania mamy bezpośrednie loty czarterowe na Teneryfę. Ja po prostu kupiłam wycieczkę w biurze podróży i po kilku godzinach wylądowałam na południu wyspy (Tenerife Sur) i zatrzymałam się w jednym z hoteli na wybrzeżu Costa Adeje.

Zmiana była spora i takie zmiany smakują najbardziej. Pomiędzy polskim, lutowym zimnym dniem i ponad dwudziestostopniową temperaturą na wyspie różnica była kolosalna. I słońce! Na południu wyspy świeci zawsze. Na północy czasami jest za chmurami, ale też świeci. Generalnie jest tu go wszędzie pełno. Do tego wspaniały, bezkresny Atlantyk.

Pierwsze dwa dni napawałam się światłem i ciepłem. Po tym czasie poczułam nieodpartą ochotę, żeby lepiej poznać wyspę. Jeżeli chcecie cały pobyt na Teneryfie spędzić w kurorcie, plażując i ładując baterie, nic Wam nie przeszkodzi. Ale jeśli lubicie odpoczywać aktywnie, wyspa Was nie zawiedzie. Wszystkie atrakcje znajdziecie w przewodnikach, już na lotnisku, w hotelu otrzymacie informacje i propozycje warte uwagi. Można również dołączyć do profilu na FB Teneryfa, na którym uczestnicy dzielą się swoimi wrażeniami, radami, polecają miejsca „nieoczywiste”. Ja uwielbiam naturę i to właśnie obcowania z przyrodą szukałam podczas moich wakacji.

Teneryfa, największa wyspa archipelagu jest tak naprawdę niewielka, co ułatwia sprawę. Jednego dnia możecie zwiedzić kilka miejsc. Atrakcje Teneryfy są bardzo zróżnicowane. Od szlaków górskich, rejsów po oceanie, uprawiania windsurfingu, zwiedzania lokalnych miasteczek po tematyczne parki rozrywki, plaże i muzea. Większość atrakcji wyspy- to naturalne atrakcje, które są darmowe! Najszybciej i najłatwiej zwiedzić wyspę poruszając się samochodem. Zwłaszcza jeśli jesteście wielbicielami filmu Szybcy i Wściekli, szósta część tego filmu była kręcona na Teneryfie. Scena wyścigu na krętej drodze do Punta de Teno tak zadziałała na moją wyobraźnię, że wybrałam komunikację miejską, która dojeżdża praktycznie w każde miejsce na wyspie i jest bardzo punktualna. Najlepiej kupić karnet za 15 lub 30 EUR (z karnetem na trasach dłuższych niż 20 km cena za przejazd jest niższa nawet o 50%, a bony uprawniają do szeregu zniżek, np. w muzeach).

teneryfa

Nie wyobrażałam sobie wyjazdu na Teneryfę bez wejścia na wulkan El Teide. To najwyższy szczyt Hiszpanii, a dawno dawno temu święta góra Guanczów, rdzennych mieszkańców wyspy, zdziesiątkowanych podczas konkwisty Teneryfy. Starożytni nazywali Teneryfę Nivaria, czyli Wyspa Śniegu. Przyczyną był górujący nad wyspą, często ośnieżony wierzchołek wulkanu El Teide, który tak właśnie prezentuje się z dowolnego punktu na wyspie. Sprawni i nieustraszeni mogą zdecydować się na całodniowe wejście na wulkan, podczas gdy ja równie nieustraszona, ale nie tak sprawna wjechałam kolejką linową. Potem droga na sam szczyt (ten fragment trasy trzeba pokonać pieszo) i już głowę miałam w chmurach, a u moich stóp rozpościerała się Teneryfa i sąsiednie wyspy. Roques de Garcia- wokół wulkanu znajduje się wiele tras trekkingowych, które zapewniają „księżycowe” krajobrazy, widoki na wulkan i kalderę (wielkie zagłębienie w szczycie wulkanu, które powstaje w czasie jego gwałtownej erupcji). Jeżeli chcecie poczuć przedsmak, tego, co was czeka, obejrzyjcie film Gniew Tytanów, którego scenerią były wulkaniczne krajobrazy Parku Narodowego Teide.

Wciąż jeszcze czułam głód wędrówki, dlatego następnego dnia wybrałam się w góry Anaga. To niezbyt wysokie pasmo górskie jest słabo zaludnione, a turyści docierają tutaj rzadko. Dlatego pamiętajcie, żeby zabrać wodę i przekąski. Na trasie trudno znaleźć sklepy czy lokale gastronomiczne. W parku wyznaczono kilka szlaków, o różnym stopniu trudności. Spędziłam cały dzień spacerując wśród wawrzynowych lasów, mijałam głębokie doliny, skaliste wybrzeża i zagubione miasteczka.

Dotarłam do wioski Tagana, która ma urok miejsca na końcu świata. W wiosce stoi śliczny wiekowy kościół Nuestra Senora de las Nieves. W Taganie po raz pierwszy mogłam zjeść jak miejscowi. W ogrodowej altanie jednego z domów znalazłam lokalną jadłodajnię. Guachinches to proste restauracje serwujące tradycyjne domowe jedzenie w przystępnych cenach. Są rozsiane po całej wyspie, ale, żeby do nich trafić, należy podpytać mieszkańców. Na obiad dostałam ropa vieja (dosłownie stare ubranie) rodzaj gęstej zupy z mięsem, soczewicą i warzywami. Mimo niefortunnej nazwy (w menu był jeszcze gulasz z…ogona wołowego!) danie było smaczne i sycące. Do tego szklanka tutejszego piwa Dorada iprzydałaby się sjesta.

Celem mojej kolejnej wycieczki były urwiska Los Gigantes. Nie miałam daleko. Charakterystyczne klify znajdują się na południu wyspy. Przy klifach mieści się port, z którego możecie wypłynąć na obserwacje delfinów, w rejsy rybackie, wycieczki. Ja miałam inne plany. Tuż obok Los Gigantes znajduje się maleńka plaża. Po zachodzie słońca praktycznie opustoszała, mogłam spokojnie podziwiać skały majestatycznie górujące nad oceanem.

teneryfa 2

W niewielkiej odległości od Los Gigantes znajduje się miasteczko Santiago del Teide, ukryte przed oczami wielu turystów. W pobliżu wyznaczono wiele tras trekkingowych. W lutym kwitły tu migdałowce! Gałęzie obsypane były małymi „różyczkami”, a ich słodki zapach unosił się dookoła. Ten spacer zapamiętam na długo.

Po górskich eskapadach i pieszych wędrówkach postanowiłam zobaczyć plaże wyspy, inne niż te w pobliżu hotelu. Tak, w większości plaże na Teneryfie są czarne lub czarno-szare. Czarny piasek nie brudzi, jest przepiękny, mieni się jak brokat. Plaże z białym i żółtym piaskiem znajdują się przy kurortach na południowym wybrzeżu. Ale najsłynniejszą jest Playa de las Teresitas. Plaża ze złotym piaskiem z Sahary leży w pobliżu stolicy wyspy Santa Cruz de Tenerife. Na mnie nie zrobiła szczególnego wrażenia. Zdecydowanie wolę Playa de Bollullo. Jeżeli możecie wyobrazić sobie spacer między bananowcami, taki poza miastem, gdzie nie ma wielu zabudowań, a droga staje się nieco dzika, raz w górę, raz w dół, to właśnie tak dochodzi się do Playa de Bollullo. Plaża znajduje się niedaleko Puerto de la Cruz, najlepiej do niej dojść pieszo , co wymaga trochę kondycji, bo nie jest blisko, nie jest płasko i do tego mamy słońce. Ale! Widoki, klify, ocean, plantacja bananowców, pojedyncze domki i wreszcie plaża są warte tej drogi. Niewielka, z drobnym czarnym piaskiem, ukryta jest między skałami widocznymi z Puerto. Przychodzą na nią głównie miejscowi, turyści rzadko tutaj docierają, po prostu trzeba o niej wiedzieć i jeszcze do niej dotrzeć. Ja mogłabym na niej spędzić wiele wakacyjnych dni.

Jak wspomniałam Playa de Bollullo znajduje się w pobliżu miasta Puerto de la Cruz.

Byłam zaskoczona, jak wiele ten kurort ma do zaoferowania. Miasto jest ładne i klimatyczne. To właśnie tutaj znalazłam najpiękniejszy widok na wulkan El Teide, który mogłam beztrosko i bezpłatnie podziwiać z czarnej plaży Playa Jardin. Atrakcje Puerto de la Cruz to w dużej mierze te stworzone przez naturę lub związane z historią miasta. W mieście znajduje się również najpopularniejsze zoo, czyli Loro Park, do którego przyjeżdżają turyści z całej wyspy. Najlepiej zagubić się w plątaninie uliczek z café con leche w dłoni i porcją gorących churros, które są sprzedawane na każdym rogu.

Z mojego tygodniowego pobytu na Teneryfie wybrałam tylko kilka atrakcji. Jestem przekonana, że znajdziecie własny przepis na idealne wakacje na najpiękniejszej ze Szczęśliwych Wysp.